wtorek, 10 marca 2015

Unici z Podlasia

W dzieciństwie słysząc o Unitach utożsamiałem ich z Kościołem prawosławnym. W przekonaniu takim trwałem do chwili, gdy interesując się genealogią szukałem informacji na temat swoich przodków. Wiem, że nadal wiele osób, również potomków Podlasiaków, którzy wśród przodków mają Unitów, nadal nie jest świadoma jaka była Ich codzienność pod koniec XIX wieku. Aby przybliżyć ich historię cofniemy się do historii chrześcijaństwa gdy nastąpił jego rozłam. Jego przyczyny są złożone, a proces ten rozłożony był na wiele lat. W efekcie powstały m.in. dwa największe istniejące obecnie wyznania chrześcijańskie, wschodnie prawosławie podległe pod Konstantynopol oraz zachodni katolicyzm podległy pod Rzym. W późniejszych latach podejmowano próby aby oba Kościoły połączyć, co nie było łatwe. Udało się tego dokonać w roku 1596 w Brześciu, efektem czego Kościół prawosławny na terenie Rzeczpospolitej zachowując wschodnią liturgię przeszedł pod jurysdykcję papieską w Rzymie. Zawarta Unia miała wielu przeciwników, jednak w Rzeczpospolitej wiele, jeżeli nie większość wyznawców prawosławia przeszła na katolicyzm. Unici, oficjalnie nazywani greko-katolikami potępiani byli przez Kościół prawosławny oraz carat co wielokrotnie przekładało się na ciągłą walkę. W miarę upływu czasu po rozbiorze Rzeczpospolitej carat rosyjski rozpoczął systematyczną likwidację będącego na podległym sobie terenie Kościoła Unickiego. Diecezje będące na obecnych terenach Litwy, Białorusi i części Ukrainy zlikwidowano do 1835 r. Działania te napotkały opór, jednak wierni, mieli wtedy możliwość wyboru wyznania, mogli przejść do Kościoła prawosławnego lub Rzymsko-katolickiego i likwidacja ta nie odcisnęła piętna, takiego jak jego końcowe stadium. Ostatnią diecezją, która dostała się pod rosyjskie panowanie była diecezja chełmska. Jej granice sięgały od okolic Sokołowa Podlaskiego na północy do Tomaszowa Lubelskiego i Krzeszowa na południu. Ostateczne rozwiązanie tego Kościoła miało miejsce w 1875 roku, a wszystkich wiernych zaczęto "nawracać" na prawosławie.

Działania te przeprowadzono z pobudek politycznych, gdzie po powstaniu styczniowym rozpoczęto rusyfikację i zamierzano wykazać jej skuteczność. Prawosławnych utożsamiano z Rosją, natomiast katolików z Polską. Aby wykazać statystyczną przewagę ludności przychylnej Rosji, nie zezwolono Unitom na wybór wyznania lecz z urzędu przypisano ich do prawosławia. Unici, pomimo liturgii zbieżnej z prawosławiem z przekonania byli katolikami oraz Polakami przez co stawiali zaciekły opór carskiej władzy.
W dzisiejszych czasach "Oporni" kojarzeni są najczęściej z beatyfikowanymi przez Jana Pawła II w 1996 r. Męczennikami z Pratulina, jednak pratulińscy Unici, to jedynie symbol znęcania się, terroryzowania i mordowania tej ludności z Podlasia (obecnie geograficznego Południowego Podlasia). Opisy zachowania prześladowców budzą grozę, podobne odczucia można odnieść przy poświęceniu, wytrwałości i oporze stawianym przez Unitów. Największe nasilenie prześladowań miało miejsce w pierwszym okresie po zlikwidowaniu diecezji, jednak stan ten utrzymywał się do roku 1905, aż wydano dekret o tolerancji religijnej, w którym zezwolono Unitom na przystąpienie do Kościoła Rzymsko-katolickiego. Do czasu upadku II RP wydano wiele opracowań i książek na ten temat, jedną z nich jest:
Broszura autorstwa Edmunda Jezierskiego wydana w 1916 roku w wielkim skrócie opisuje losy Unitów z Podlasia bezpośrednio po likwidacji ich Kościoła. Autor wymieniając kolejno podlaskie miejscowości: "Biała, Choroszczyn, Ortel Książęcy, Cicibór, Żukowce, Hrud, Kłoda, Łomazy, Piszczac, Kodeń, Janów, Pratulin, Kornica, Mszanna, Prochenki, Makarówka, Witulin, Konstantynów, Gnojno, Swory, Krzyczew, Łysów, Leśna, Dręlów, Międzyrzec, Rudno, Kolembrody, Dołha, Hołubla, Czekanów, Czołomyje, Sokołów, Sereczyn, Łazów, Rogów, Grudek, Grodzisko, Włodawa, Horodyszcze, Orchówek, Zbereże, Ostrów, Uścimów, Leszczynka, Rozwadówka, Wisznice, Hołowno, Opole, Lubień, Parczew, Kodeniec" doskonale oddaje skalę prześladowań. Następnie przy miejscowościach tych opisuje w dużych skrótach potworności dokonywanych prześladowań "... bito ich w okrutny sposób, okładano karami (pieniężnymi) doprowadzając do nędzy ... kopano, wybijano zęby, osadzano w więzieniu ... batożono, poczem część wysłano w głąb Rosji, gdzie pomarli ... trzymano na mrozie dniami i nocami, ściągano kary, wyrzucając z domów, zabierając cały dobytek ... do bezbronnego i modlącego się ludu strzelać zaczęło ... spędziwszy nieszczęsnych mieszkańców na pola śniegiem okryte, rozkazali apostołowie prawosławia trzymać ich tam od świtu do późnej nocy, na wichrze, deszczu i śniegu przez cale trzy tygodnie, przyczem nahajki nie ustawały pracować ... Marjannie Waszczuk, której maż był wysłany, za to że nie chciała dzieci ochrzcić na prawosławną religię, strażnicy tak zbili w nieobecności matki 12-letnią córkę, broniącą dziecię, że została kaleką. Dziecię porwali i ochrzcili przemocą, matce zaś za karę zabrali cały dobytek. W dwa lata potem wykradli jej trzyletniego chłopca ... przybył naczelnik z popem i zaczęli lud nawracać na prawosławie, odpowiedziała im śmiało mała dziewczynka, Teresa Midzicka. Bić ją za to zaczęto bez litości tak, że ciało odpadało od kości ... 70 letniego starca Józafaciuka sam naczelnik zbił tak, że wkrótce umarł. Umarło też dwóch jeszcze ... Nie mogąc poradzić z ludźmi, zabrano się do męczenia bydła ... gdy mężczyzn zabrano do więzienia, bito kobiety ... batożono ludność tak, że kozacy pomimo mrozów rozdziewać się musieli do koszuli ze zmęczenia ... Antoninie Bartoszuk strażnicy połamali ręce i palce u rak i nóg i wyrwali włosy z głowy, a Katarzynie Jaromczuk również połamali ręce i palce, wybili zęby, poranili głowę i twarz. Z trudem udało się uratować im życie". To tylko fragmenty, podobnych opisów bestialstwa jest dużo więcej wraz z kontrastującymi opisami oporu stawianego przez Unitów. Krótkie wzmianki o poszczególnych miejscowościach i wydarzeniach, jak np. "W par. Kłoda, gdy policja i kozacy przekonywać zaczęli biednego wyrobnika, Józefa Koniuszewskiego, by ochrzcił dziecię swe w cerkwi prawosławnej, gdy już bicie przekroczyło wszelką granicę, nieszczęśliwy ten człowiek wolał raczej spalić się w izbie z żoną i dziećmi, niż uledz ich prześladowaniom", mogą stanowić wprowadzenie do kolejnej lektury. Szczegóły zacytowanej historii znajdziemy w książce pt.

Jest to opowiadanie autorstwa Józefa Barwińskiego (1849-1883) wydanego pod pseudonimem "Nadbużanin" przez "Gazetę Polską" W. Dyniewicza w Chicago, w 1878 roku. Opowiadanie doskonale odzwierciedla stawiany przez Unitów opór i ich postawę gotową na największe poświęcenie. Kolejna historia, tym razem o anonimowej bohaterce, to wydane w 1917 roku opowiadanie autorstwa Marii Gerson-Dąbrowskiej (1869-1942) pt.

To opowieść o Kasi pochodzącej z okolic Włodawy, która w pierwszych latach prześladowań pod przymusem ochrzczona została w cerkwi prawosławnej. Jej losy znakomicie oddają psychiczne "zmęczenie" i rezygnację z godnego życia, będącą skutkiem prześladowań, których była świadkiem. W Bialskiej Bibliotece Cyfrowej jak i innych miejscach znajdziemy wiele pozycji opisujących tragedie z tamtych lat.
Genealodzy szukający przodków w tych rejonach, w książkach tych mogą znaleźć informacje, w których opisywane są losy i przeżycia autentycznych osób, w większości zwykłych "chłopów", często już zapomnianych. Historie te pomagają również zrozumieć, dlaczego z okresu trzydziestolecia prześladowań brak jest metryk większości byłych Unitów, którzy w 1905 roku po dekrecie o tolerancji religijnej całymi rodzinami szli do kościołów Rzymsko-katolickich gdzie przyjmowali "zaległe" sakramenty chrztu i ślubu. Ilość tych sakramentów mówi wszystko, dla przykładu w parafii Rzymsko-katolickiej w Huszlewie udzielono:
- 121 chrztów w 1904 r., a po wydanym dekrecie w 1905 r. aż 1166.
- 16 ślubów w 1904 r., w 1905 r. aż 409.

Z upływem czasu Unici przestali istnieć, w większości powiększając parafie Rzymsko-katolickie. Po zakończeniu I wojny światowej w II RP usiłowano przywrócić poprzedni stan tworząc Kościół neounicki, jednak niewiele później II wojna światowa przerwała ten proces, a komunizm zniszczył go prawie całkowicie. Do obecnych czasów na terenie całej RP przetrwała jedynie cerkiew w Kostomłotach, jedyna na świecie katolicka parafia neounicka obrządku bizantyjsko-słowiańskiego.

Kostomłoty, 18 maja 2013 r.

Portret papieża, to wizualna różnica
pomiędzy cerkwią neounicką, a prawosławną

proboszcz parafii w Kostomłotach
ks. Zbigniew Nikoniuk


piątek, 20 lutego 2015

bł. ks. Zygmunt Sajna

Internet, to kopalnia wiedzy, ale jak ostatnio przekonałem się, powiela wiele błędów, które ciężko zweryfikować. W rodzinnym albumie posiadamy zdjęcia pochodzące do naszych pradziadków, a jedno z nich przedstawia księdza. Nasi przodkowie nie podpisali tej fotografii, a wiedzę swą odnośnie tożsamości księdza, w chwili swojej śmierci zabrali dawno temu ze sobą. W rozwiązaniu zagadki pomógł nam Internet, a naszym kuzynem okazał się błogosławiony ksiądz Zygmunt Sajna, którego rozpoznaliśmy na zdjęciach krążących w sieci.

zdjęcie Zygmunta Sajny
pochodzące z rodzinnego albumu


zdjęcia Zygmunta Sajny
znalezione w Internecie


Nasza prababcia Ewa Kurowska była córką Stefaniuków Michała i Józefy z Sajnów, zamieszkałych we wsi Wygoda podległej rzymskokatolickiej parafii w Huszlewie, natomiast Zygmunt Sajna pochodził z pobliskiej Żurawlówki. Aby ustalić pokrewieństwo Józefy i Zygmunta zacząłem szukać ich przodków. Moim błędem było zawierzenie informacjom udostępnianym w Internecie. Na wielu stronach możemy przeczytać, że "ok. 1909 r. rodzice, Franciszek i Franciszka wraz z Zygmuntem i pozostałymi dziećmi przeprowadzili się do podlaskiej wsi Mielnik." Na stronie Wikipedii jest nawet odnośnik do Mielnika w powiecie siemiatyckim. Ze względu na migrację moich bezpośrednich przodków miejsce to nawet mi odpowiadało, ale nie znalazłem tam żadnych potomków Sajnów. Dzisiaj stwierdziłem, że we wszystkich artykułach umieszczonych w Internecie jest błąd. Przeglądając "Księgę Adresową Polski (wraz z w. m. Gdańskiem) dla handlu, przemysłu, rzemiosł i rolnictwa. 1930 r." przy Huszlewie znalazłem zapis: "Właściciele ziemscy ... Sajna Franc. (Mielniki 112)". 

Fragment z Księgi Adresowej Polski z 1930 r.


Idąc dalej za odkrytą informacją w opisie parafii rzymskokatolickiej w Huszlewie znajdujemy: "Miejscowości należące do parafii: ... Mielniki, ..." Jak widać Franciszek Sajna wraz z rodziną nie przeprowadził się do Mielnika w powiecie siemiatyckim, lecz do wsi Mielniki, gm. Huszlew. Czy zagadka odnośnie miejsca wychowywania się Zygmunta Sajny została rozwiązana? Nie do końca, gdyż obecnie wieś Mielniki (chyba) nie istnieje, a przynajmniej ja nie znalazłem jej na mapie i nadal nie wiem gdzie znajdowała się w okresie dwudziestolecia międzywojennego.



Edytowany 20 lutego 2015 r.

Ciotuchna Google nie pomogła w poszukiwaniach Mielników, jednak przeglądając stare mapy w pobliżu Waśkowólki odnalazłem Fw. Mielniki. Folwark ten znajdował się niecałe trzy km od rodzimej Żurawlówki. Biorąc pod uwagę zapis o przeprowadzce rodziny, był on najprawdopodobniej istotny, ze względu na rengę posiadłości, nie zaś co do oddalenia od rodzinnego domu. 







Edytowany 27 kwietnia 2015 r.

W minionym tygodniu zdołaliśmy potwierdzić pokrewieństwo ks. Zygmunta Sajny z naszym przodkiem. Wspomniana wcześniej Józefa Stefaniuk z Sajnów była rodzoną siostrą Franciszka Sajny (ojca ks. Zygmunta). Rodzinne opowieści wskazują natomiast, że jej córka Ewa Stefaniuk (później Kurowska) po śmierci matki (miała wtedy 13 lat) wychowywana była przez Franciszka Sajnę. Informację tą potwierdza ślub Ewy Stefaniuk, na którym świadkiem był Franciszek Sajna oraz przechowywane przez nią wcześniej wspomniane zdjęcie jego syna, ks. Zygmunta.

środa, 28 stycznia 2015

Olechwir Walerian, s. Andrzeja

W swoim poprzednim poście wyjaśniałem dlaczego jestem zainteresowany wszystkimi osobami o nazwisku Olechwir. Niedawno na stronie Instytutu Pamięci Narodowej znalazłem informacje o Walerianie Olechwirze, synu Andrzeja, ur. 1899 r. Według ustaleń IPN Walerian w wyniku represji sowietów został internowany na Ural gdzie przebywał od 05 lutego 1945 r. do 22 grudnia 1945 r. w PFŁ (obozie kontrolno-filtracyjnym) nr 0302. Do kraju powrócił 19 stycznia 1946 r.  Na stronie stalinizmwpolsce.com czytamy:

"W PFŁ nr 0302 i obozie jenieckim nr 321 oskarżeni o polską działalność niepodległościową stanowili aż 71,3%. Więźniowie pracowali aż w 25 zakładach (głównie górniczych). Bardzo dużo więźniów zmarło w transportach kolejowych. W transporcie odprawionym z Dęblina w dniach od 10 do 16 lutego 1945 r. już na wstępie, było 118 ciężko (obłożnie) chorych. Eszałon nie miał kuchni, a jedynie 7 wiader i 100 misek na 2018 osób uwięzionych. Aż do 6 marca 1945 r. więźniowie nie otrzymali wody do picia. Raz na dobę dostawali zimny posiłek. Dopiero na stacji Gorki dostarczono dodatkowe 12 wiader i odtąd więźniowie otrzymywali codziennie wrzątek. Mimo starań naczelnika eszałonu, na stacjach odmówiono przyjęcia do tamtejszych szpitali 10 ciężko chorych oraz więźniów w stanie agonalnym, a w Kirowie odmówiono nawet przyjęcia zmarłych."
 
Niestety, to już wszystko co znalazłem w Internecie i nie jestem pewien, czy potrafię wyobrazić sobie, co we wspomnianym okresie Walerian przeżył. Obecnie, nie wiem nawet kim dokładnie był, jakie były jego losy oraz kto z najbliższych nadal żyje. Jestem jednak przekonany, że był z nami spokrewniony i mam własne podejrzenia odnośnie jego przodków. Jak już pisałem wcześniej, Olechwirowie pochodzą z okolic Hrubieszowa. Będąc na hrubieszowskim cmentarzu widziałem parę grobowców zawierających to nazwisko. W jednym z nich pochowano "Waleriana Olechwira, zm. 04 czerwca 1969 r., lat 70". Bezpośrednio obok była "Zofia Olechwir, zm. 1943 r. lat 77" oraz "Andrzej Olechwir, 1871 - 1944" razem z "Anastazją Olechwir, 1872 - 1858".




Nazwisko jest tak rzadkie, że wątpię aby wspomniany grobowiec należał do innej osoby. Zastanawia mnie jednak dlaczego Andrzej jest pochowany z Anastazją, nie zaś z Zofią, gdyż jeśli mnie intuicja nie myli, rodzicami Waleriana był Andrzej i Zofia z Balickich. Dlaczego? Kościół Unicki zlikwidowany został przez carat w 1875 roku, wcześniejsze metryki były dość rzetelnie sporządzane i są one znane. Andrzeja Olechwira żyjącego w tym okresie znalazłem tylko jednego i wiadome jest, że później ożenił się w cerkwi prawosławnej w Hrubieszowie. W metryce ślubu nr 1/1993 czytamy: 

"Działo się w mieście Hrubieszowie osiemnastego stycznia tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego pierwszego roku o godzinie ósmej popołudniu. Wiadomym czynimy, iż w przytomności świadków Grzegorza Leonowego Kowalczuka dwadzieścia dziewięć lat i Szymona Pawłowego Zina trzydzieści lat liczących obydwu mieszczan - malarzy zamieszkałych w mieście Hrubieszowie zawarte zostało religijne małżeństwo pomiędzy Andrzejem Tomaszowym Olechwirem kawalerem dwadzieścia jeden lat liczącym, jak wiadomo z kart metrykalnych ksiąg synem Tomasza Romanowego Olechwira i prawowitej małżonki jego Katarzyny Grzegorzowej z Mszaneckich małżonków Olechwirów urodzonym i zamieszkałym na przedmieściu miasta Hrubieszowa Sławęcinie, a mieszczanką miasta Hrubieszowa Zofią Grzegorzową Balicką panną siedemnaście lat liczącą jak wiadomo z kart metrykalnych ksiąg córką Grzegorza Romanowego Balickiego i prawowitej małżonki jego Marii Maksymowej z Bojarczuków po pierwszym ślubie Krupską, małżonków Balickich urodzoną i zamieszkałą w mieście Hrubieszowie. Małżeństwo to poprzedziły trzy zapowiedzi ogłoszone w tutejszej cerkwi szóstego, dziesiątego i siedemnastego stycznia bieżącego roku. W czasie ogłoszenia tamowania małżeństwa nikt nie zgłaszał. Nowo zaślubieni oświadczyli, że zatwierdzili przedślubną umowę u Hrubieszowskiego Notariusza osiemnastego stycznia tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego pierwszego roku pod numerem dwudziestym siódmym.  Małżeństwo zawarto w tutejszej miejskiej cerkwi przy udziale pomocnika świadków Teodora Lebedszyckiego i innych postronnych świadków. Akt ten nowo poślubionym i obecnym przeczytano i przez narzeczonego i piśmiennych świadków został podpisany jako że narzeczona jest niepiśmienna."
 
W akcie tym popełniono błąd, gdyż Andrzej był dzieckiem Marianny z Mszaneckich, nie zaś Katarzyny. Czytając jednak inne akty, pomyłka taka już mnie nie dziwi. 

Znając rodziców Waleriana, znam też jego poprzednich przodków:
- Rodzicami, jak już wspomniałem byli Olechwirowie Andrzej i Zofia z Balickich.
- Dziadkami, Olechwirowie Tomasz i Marianna z Mszaneckich. Zaznaczyć powinienem, że Tomasz był rodzonym bratem zesłanego za Unicką wiarę Teodora, ojca opisanego wcześniej Aleksandra.
- Pra-dziadkami, Olechwirowie Roman i Anna z Pietrusiewiczów.
- Pra(2x)-dziadkami, Olechwirowie Jan i Tatiana z Demczuków.
Ze względu na dalekie pokrewieństwo wiele kontaktów rodzinnych przez kilka pokoleń zatarło się. Nie znam najbliższej rodziny Waleriana, jednak mam nadzieję, że dzięki tej stronie ktoś się odnajdzie i odezwie.

Możliwe, że ktoś zwrócił uwagę w zacytowanym akcie na dane świadka Szymona Pawołowego (s. Pawła) Zina, mieszczanina, malarza (artysty). Wiele osób kojarzy to nazwisko z powszechnie znanym prof. Wiktorem Zinem. Skojarzenie to jest jak najbardziej słuszne, gdyż prof. Wiktor Zin był wnukiem opisanego tutaj Szymona Zina oraz Tekli z Olechwirów, rodzonej siostry Andrzeja Olechwira, którego akt ślubu zacytowałem. Wiktor w opowieściach swoich wielokrotnie wspominał swego dziadka Szymona:


poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kurowski Stanisław na wesoło

Mój pradziadunio Stasio Kurowski, dziecko Wincentego, żył w latach 1874 - 1949. Był człowiekiem prostym i z dużym poczuciem humoru. Mniemam jednak, że nie wszystkim było do śmiechu. Oto jedna z opowieści o moim Stasiu.

Stanisław Kurowski
W okresie międzywojennym w czasie gdy Stasio mieszkał w Kozłach w okolicy mieszkało wielu Żydów. Polacy i Żydzi żyli wprawdzie zgodnie, jednak nie przepadali za sobą. Żydzi żyjąc solidarnie zajmowali się handlem. Niektórzy z nich, gdy nadarzała się okazja, próbowali naciągać swych sąsiadów. Praktyka taka nie podobała się pozostałym, i wśród Polaków cechę tą utożsamiano z całą społecznością żydowską. Dnia pewnego Stasio wybrał się do pobliskich Łomaz. Zaprzęgł do wozu konia i ruszył głównym traktem. Po chwili dogonił idącego w tym samym kierunku znanego mu sąsiada Żyda.
- Dzień dobry Panie Kurowski - powiedział sąsiad.
- Dzień dobry.
- A dokąd to jedziecie Stanisławie, do Łomaz może?
- A, do Łomaz jadę - odpowiedział Stasio.
- A mogę razem z Wami pojechać?
- Bardzo proszę, siadaj Pan - odpadł Stasio wskazując miejsce obok siebie. Sąsiad rychło wskoczył, usadowił się wygodnie i mówi dalej:
- A po co Wy do Łomaz jedziecie, może coś kupić? Może sprzedać?
- Jakie tam kupić, czy sprzedać - odparł Stasio czując, że jego towarzysz podróży tylko o interesie myśli - problem mam ogromny - odpowiedział.
- A jaki problem? Może ja pomogę? - dopytywał się sąsiad mając nadzieję na jakiś dobry interes.
- Nie pomożesz. Chory jestem, zaraziłem się. - Powiedział Stasio bacznie obserwując swego pasażera.
- A, na co chory? - spytał, jednocześnie odsuwając się od Stanisława.
- Oj ... - odpowiedział z niechęcią Stasio widząc, że blisko już do lasu na skraju którego, na drodze była duża kałuża - Oj ... zachorowałem.
- Ale na co?
Stasio przez chwilę milczał wielką zadumę udając, a gdy zbliżał się do kałuży zaczął kontynuować:
- Pies mnie pogryzł, a wściekliznę miał.
- No i co?
- No i teraz co jakiś czas mam jakieś takie ataki, że mam ochotę kogoś pogryźć i nie potrafię się powstrzymać.
Sąsiad zamilkł na chwilę myśląc o tym co usłyszał i bardziej odsunął się od swego woźnicy, siadając na krawędzi wozu. Stasio jechał dalej czekając, aż dojedzie do środka kałuży i ...
- Hau, hau, hau, hau!!! - krzykną głośno odwracając się w kierunku sąsiada.
Sąsiad podskoczył ze strachu i spadł z wozu w sam środek kałuży.
- Och przepraszam, siadaj Pan, już mi przeszło - powiedział Stasio do sąsiada. - Pojedziemy dalej.
- Dziękuję. Pójdę piechotą.
- Jak już jeden atak miałem, to teraz już nie będę miał drugiego.
- Dziękuję. - Odparł sąsiad strzepując z ubrania wodę. - Ja, już się najechałem. Do widzenia Panie Kurowski. Do widzenia.
- Do widzenia.

niedziela, 25 stycznia 2015

Olechwir Aleksander, s. Teodora

Chcąc przybliżyć sylwetkę i losy Aleksandra powinienem zacząć od jego ojca Teodora Olechwira. Teodor urodził się 23 września 1843 r. w Sławęcinie na przedmieściach Hrubieszowa. Wychował się w rodzinie unickiej. Dnia 05 lutego 1865 r. ożenił się z Paraskowią Traczuk. Po zlikwidowaniu przez carat Kościoła unickiego w ramach represji 1875 roku Teodor Olechwir z rodziną i kilkoma innymi unickimi rodzinami zesłani zostali wgłąb Rosji. We wspomnieniach Antoniego Wiatrowskiego przeczytać możemy:

"... Lud skupił się w ciasnym kościółku po-klasztornym. Nie pomogły żadne środki, nawet okrucieństwa. 
Kilku gospodarzy zesłano do Rosji, a mianowicie: Szymona Ciesielczuka, Pawła Danilczuka, Józefa Lebiedowicza i Teodora Olechwira. Ten ostatni nie wrócił już z Rosji. ..."

W ustnych przekazach rodzinnych zachowała się opinia, że Teodor z rodziną zesłany został na Syberię, jednak wersji tej jak dotąd nie potwierdzono w żadnych dokumentach. Nie zdołaliśmy również ustalić gdzie, kiedy oraz w jakich okolicznościach Teodor zmarł. W czasie opisanego zesłania ok. 1882 roku urodził się Aleksander Olechwir, najmłodsze dziecko Paraskowii i Teodora. Nieznany jest dokładny czas i miejsce narodzin Aleksandra, jak również późniejsza migracja rodziny. 

Aleksander Olechwir

Wiadomo jednak, że na przełomie XIX i XX wieku rodzina Olechwirów osiadła w Charkowie na Ukrainie lub w jego okolicach. Aleksander zatrudnił się na kolei: został maszynistą. Ok. 1908 roku ożenił się z Rozalią Huk, ur. 18 sierpnia 1884 r. w Ostrzycy w powiecie Krasnostawskim, a w tamtym czasie pracującą na służbie w rodzinie organisty z Tarnogóry. Po ślubie Aleksander z Rozalią osiedli w Trościańcu (ukr. Тростянець), powiecie Achtyrskim (ukr. Охтирка) obecnie będącym w obwodzie sumskim. Podczas pobytu w Trościańcu urodziło się im pięcioro dzieci: Marcela, ur. 1909 r.; Genowefa, ur. 1911 r.; Maria, ur. 1913 r.; Jadwiga, ur. 1915 r. oraz Wanda, ur. ok. 1917 r. Aleksander nadal pracował jako maszynista, natomiast Rozalia prowadziła na stacji kolejowej bufet. Dzięki dobrej jak na tamte czasy pracy dorobili się własnego domu z ogrodem i rozległym sadem. Odkładali też oszczędności z zamiarem wykształcenia dzieci. 

Rosja, ok. 1900 r.
Aleksander Olechwir (po prawej) z bratem Grzegorzem,
matką Paraskowią Olechwir z Traczuków i siostrzenicą Anną.




Trościaniec, ok. 1915 r.
Rozalia Olechwir z Huków (z lewej)
z dziećmi oraz siostrą Katarzyną Huk
Sytuacja pogorszyła się, gdy w 1917 r. do władzy w Rosji doszli bolszewicy. Aleksander jako maszynista zmuszony został przez bolszewików do natychmiastowego przetransportowania ich żołnierzy. Jeździł wtedy lokomotywą parową, a nagły wyjazd uniemożliwił zaopatrzenie się w odpowiednią ilość opału. Został posądzony o celowe opóźnienie podróży i ciężko pobity przez bolszewików. Odtąd miał problemy zdrowotne uniemożliwiające wykonywanie ciężkich prac fizycznych. Po przejęciu władzy przez bolszewików prześladowania Polaków na terenie Ukrainy bardzo się nasiliły. Aleksander, obawiając się o życie swoje i rodziny w październiku 1919 r. z ciężarną żoną, matką oraz dziećmi postanowił uciec do Polski pozostawiając cały swój majątek. Po czteromiesięcznej tułaczce furmanką dojechali do Hrubieszowa wracając na ziemie swoich przodków. Na miejscu musieli jednak stawić czoła biedzie pozostając na łasce krewnych. Aleksander zmagał się z problemami ze zdrowiem, co znacznie utrudniało znalezienie godziwego zajęcia. W Polsce urodziły się najmłodsze dzieci: Stanisława, ur. 1919 r. podczas podróży do Polski oraz Edward, ur. ok. 1921 r. Bieda nie sprzyjała jednak zdrowiu dzieci i troje najmłodszych oraz Aleksander wkrótce, ok. 1926 r., zmarło. Pozostali członkowie rodziny na szczęście dożyli sędziwego wieku.

Większość opisanych faktów pochodzi z ustnych przekazów. Zesłanie do Rosji i ponad czterdziestoletni żywot na wygnaniu uniemożliwia odnalezienie dokumentów potwierdzających opisane fakty. Jednak mam nadzieje, że kiedyś dokumenty z ukraińskiego archiwum uzupełnią tę historię.

środa, 14 stycznia 2015

Olechwir. Potomkowie Józefa i Zofii Tatiany.

Jedną z podstawowych gałęzi w tworzonym przeze mnie drzewie jest rodzina Olechwirów. Są to potomkowie Józefa Olechwira i Zofii Tatiany z Jaskorskich, mających co najmniej trzech synów:
  1. Jana Olechwira ur. ok. 1770 roku,
    żonatego z Tatianą Demczuk, zmarłego 17 sierpnia 1818 r.
  2. Pawła Olechwira ur. ok. 1771 roku,
    żonatego z Praksedą Turuk, zmarłego 05 grudnia 1830 r.
  3. Stefana Olechwira ur. ok. 1780 roku,
    żonatego z Apolonią Służała, zmarłego 09 lutego 1827 r.
Rodzina ta pochodziła ze Sławęcina, przedmieść Hrubieszowa (obecnie dzielnicy tego miasta). W XIX wieku ich nazwisko w aktach metrykalnych zapisywano zamiennie w dwóch formach "Olefir" lub "Olechwir". Obecnie zachowało się w formie "Olechwir" i w jednym przypadku ewoluowało do formy "Olechwier". Jest to niezwykle rzadkie nazwisko w Polsce co pozwala zakładać, że wszystkie osoby, które je noszą, są potomkami Józefa i Zofii Tatiany Olechwirów.


Dawna cerkiew unicka w Hrubieszowie p.w. Św. Mikołaja

Olechwirowie byli wyznania grecko-katolickiego (unickiego). Władze carskie po powstaniu styczniowym w ramach represji i akcji rusyfikacyjnej w 1875 r. zlikwidowały unicką diecezję chełmską. Wiernych zmuszano do zmiany wyznania na prawosławie, zabraniając im przynależności do kościoła katolickiego. Stan ten doprowadził do wielu zamieszek na tle wyznaniowym. Wielu unitów nie przyjmowało sakramentów lub przyjmowali je potajemnie w kościołach katolickich, w efekcie czego nie spisywano aktów metrykalnych. Sytuacja   uległa zmianie dopiero w 1905 r. po wydaniu aktu o tolerancji religijnej, dzięki któremu unitom zezwolono na przynależność do kościoła katolickiego. Trzydziestoletnia przerwa w spisywaniu metryk urodzenia, ślubów i zgonów z lat 1875 - 1905, w wielu przypadkach uniemożliwia połączenie współcześnie żyjących rodzin Olechwirów z potomkami Józefa i Zofii Tatiany, jednak rzadkość występowania tego nazwiska w Polsce utrzymuje mnie w przekonaniu, że pokrewieństwo takie istnieje. Osoby zainteresowane lub mogące pomóc w połączeniu tych rodzin proszę o kontakt.